Polecane karty graficzne do gier – TOP 10. W tym rankingu wyróżniliśmy zatem najlepsze karty graficzne do gier, które obecnie poleca nasza redakcja. Poniżej lista posortowana od najtańszego modelu do najdroższego. MSI GeForce GTX 1660 SUPER VENTUS XS 6GB OC; Gigabyte GeForce RTX 3050 EAGLE 8GB OC LHR; ASUS Radeon RX 6650 XT DUAL 8GB OC
Przykłady Odmieniaj Dotąd jeszcze się nie zdarzyło, by przegrał w preferansa taką ogromną sumę. W preferansa i inne gry umysłowe tak czy owak u hrabiego się nie grywa. Literature Pan Samurski słuchać mnie niechciał i siadł do swego nieszczęśliwego preferansa. Literature Grałeś kiedyś z komputerem w preferansa? Literature Zresztą cały wieczór będę grał w preferansa... Literature Wszyscy u nas w domu siadają do preferansa: Iwan Aleksandrowicz, mama, Lena, jej kolejny wielbiciel. Literature Bułhakow namiętnie grał w karty, i to nie w «durnia» ani w preferansa, tylko w winta. Literature Urządzali długie wspólne biesiady i godzinami grali w preferansa, przy czym ciągle przegrywali ze swoim więźniem. Literature Siedziały przy ogromnym stole i grały w preferansa, a dokładniej w „stare czasy”. Literature - Założę się, żeś pan był wczoraj na preferansie Literature Wikt mamy darmo, mieszkanie darmo, odzienie nie niszczy się, a w preferansa grywamy o grzechy powszednie. Literature Pewnie tryktrak – domyślił się Berdyczowski, który nie uznawał żadnych gier poza szachami i preferansem Literature Lubił grać w preferansa, oglądać w telewizji „Gwiazdę poranka”, wyszukiwać klientów. Literature – Nauczysz mnie grać w preferansa? Literature Marion MacDougal „MacD” Lawless i Mike Trono podnieśli wzrok znad preferansa. Literature Pewnie tryktrak – domyślił się Berdyczowski, który nie uznawał żadnych gier poza szachami i preferansem. Literature Jeśli grasz w UNO jako grę do picia, zauważysz, że jest ona bardzo podobna do zwykłego UNO, z wyjątkiem kart akcji, które stają się zasadami picia. Zasady gry pitnej UNO UNO gra pitna jest zabawniejsza, gdy do każdej karty akcji przypisane są inne zasady picia. Dzisiaj jest śr., 27/07/2022 - 07:14, Natalii, Aureliusza, Jerzego faza gry w brydża ★★★ SZLEM: w grze w brydża: wzięcie 13 lew ★★★ TALIA: do gry w brydża liczy 52 karty ★★★ TALIE: dwie do brydża ★★★ KANTYK: pieśń katolicka podobna do psalmu ★★★★★ MIRUNA: ryba podobna do grenadiera ★★★ PALANT: gra podobna do krykieta ★★★ PARTIA: polityczna część brydża
Spis treści Bieda: 1 2 Błoto: 1 2 3 Chłop: 1 Choroba: 1 2 3 Cierpienie: 1 Dom: 1 Idealista: 1 Jedzenie: 1 Jesień: 1 Klęska: 1 2 Konflikt wewnętrzny: 1 Lekarz: 1 2 Los: 1 Małżeństwo: 1 Miłość: 1 2 3 4 Młodość: 1 Modlitwa: 1 2 Natura: 1 2 Noc: 1 2 Nuda: 1 Pożądanie: 1 Praca u podstaw: 1 2 3 4 5 Prawda: 1 Przyroda nieożywiona: 1 2 Rozczarowanie: 1 Rozpacz: 1 2 3 Samotnik: 1 2 Smutek: 1 Społecznik: 1 Starość: 1 Syzyf: 1 Śmiech: 1 2 3 Śmierć: 1 2 Światło: 1 Upadek: 1 2 Wiatr: 1 2 3 4 Wspomnienia: 1 Wyrzuty sumienia: 1 Zima: 1 Zwycięstwo: 1 Żałoba: 1 Żywioły: 1 Siłaczka 1W nienajlepszym humorze powrócił do domu doktor Paweł Obarecki z winta[1], za którego pośrednictwem składał uroczyście życzenia księdzu plebanowi wraz z aptekarzem, poczciarzem i sędzią w ciągu ośmiu godzin z rzędu. SamotnikPowróciwszy drzwi gabinetu zamknął tak szczelnie, aby się do niego nikt, nie wyłączając dwudziestoczteroletniej gospodyni, wedrzeć[2] nie mógł — usiadł przy stoliku i wpatrywał się przede wszystkim z uporem w okno, bez żadnego zresztą wyraźnego powodu, następnie zaś zajął się bębnieniem palcami po stole. Czuł najwyraźniej, że opanowywać go zaczyna metafizyka[3]… 2NudaWiadomą jest rzeczą, że człowiek kultury, wyrzucony przez pęd odśrodkowy niedostatku z ogniska życia umysłowego do Klwowa, Kurozwęk lub — jak doktor Obarecki — do Obrzydłówka, podlega z upływem czasu, wskutek dżdżów[4] jesiennych, braku środków komunikacji i absolutnej niemożności mówienia w ciągu sezonów całych — stopniowemu przeistaczaniu się w twór mięsożerno–roślinożerny, wchłaniający nadmierną ilość butelek piwa i poddany atakom nudy, osłabiającej aż do takiego stanu, jaki graniczy z usposobieniem poprzedzającym wymioty. Zwyczajną nudę małomiasteczkową połyka się bezwiednie, jak bezwiednie zając połyka jajka tasiemca rozproszone na trawie przez psy. Od chwili zagnieżdżenia się w organizmie bąblowca[5]: „Najzupełniej mi jest wszystko jedno” — zaczyna się właściwie proces umierania. 3Doktor Paweł, w epoce jego życia, o której mówię, zjedzony był już przez Obrzydłówek wraz z mózgiem, sercem i energią — zarówno potencjonalną, jak i kinetyczną. Doświadczał nieprzezwyciężonego wstrętu do czytania, pisania oraz rachowania, mógł całymi godzinami spacerować po gabinecie lub leżeć na szezlongu[6] choćby z niezapalonym papierosem w zębach, w tęsknym, dokuczliwym i bolesnym niemal oczekiwaniu na coś, co się stać musi, na kogoś, kto musi nadejść, mówić cokolwiek, choćby kozły przewracać, w natężonym wsłuchiwaniu się w szmery i szelesty zwiastujące przerwanie ciszy, która dławi i przygniata niejako do ziemi. JesieńSzczególniej dokuczała mu zazwyczaj jesień. W ciszy jesiennego popołudnia, zalegającej Obrzydłówek od przedmieścia do przedmieścia, było coś bolesnego, coś, co poduszczało do wołania o pomoc. Mózg, opleciony niby miękkim przędziwem[7] pajęczyny, wypracowywał myśli czasami niesłychanie pospolite, a niejednokrotnie — stanowczo do niczego niepodobne. 4Gwizdanie i dysertacje[8] z gospodynią, raz przyzwoitsze (o niesłychanej np. wyższości pieczonego prosięcia nadzianego kaszą tatarczaną[9], rozumie się: bez majeranku, nad takimże prosięciem nadzianym innymi substancjami), kiedy indziej zaś ohydnie nieprzystojne — stanowiły jedyną rozrywkę. Przyroda nieożywionaWytoczy się, bywało, na połowę niebios chmura z potwornymi odnogami w kształcie łap tytanicznych[10] i bury jej kłąb zawiśnie bezwładnie, nie mogąc rozwiać się w przestwór i grożąc zawaleniem się na Obrzydłówek i dalekie, puste pola. Od chmury tej leci niesiona przez wiatr ukośnie mgła kropelek, które osiadają na szybach w postaci kryształków, sprawiając w szumie wiatru szelest odrębny a przejmujący, jakby obok, gdzieś za węgłem domu łkało dziecko dobywające resztki jęku. Daleko na miedzach stoją pozbawione liści, samotne gruszki polne, miotają się ich gałęzie, deszcz je siecze… SmutekMyśl zbierała z tego krajobrazu smutek, w którym było coś chronicznie kataralnego — i mglisto, niejasno, bezwiednie wyczuwaną trwogę. Ten właśnie nastrój kataralno-melancholijny stał się nastrojem dominującym i rozciągał się na sezony letnie i wiosenne. Zagnieździł się w duszy doktora smutek zjadliwy a nie mający żadnej podstawy. Za nim nadciągnęło lenistwo nieopisane, lenistwo zabójcze, wytrącające z rąk ofiary nawet nowele Alexisa[11]. 5Konflikt wewnętrzny„Metafizyka”, jakiej doktor Paweł doświadczał ostatnimi czasy raz, czasami dwa razy do roku — to kilka godzin świadomego samobadania bystro, z szaloną gwałtownością napływających wspomnień, niecierpliwego zbierania strzępów wiedzy, szamotania się, graniczącego z wściekłością, szlachetnych porywów przywalonych gliną bezczynności, rozmyślań, wybuchów goryczy, postanowień niezłomnych, ślubów, zamiarów… Wszystko to, rozumie się, nie prowadziło do żadnej zmiany na lepsze i przemijało, jako pewna miara czasu mniej więcej dotkliwego cierpienia. Z „metafizyki” można się było wyspać jak z bólu głowy, by wstać nazajutrz z umysłem odświeżonym, energiczniejszym i uzdolnionym lepiej do podjęcia zwyczajnego jarzma[12] nudów oraz zużywania wszystkiej energii mózgu na wymyślanie najsmaczniejszego jadła. Endemia[13] „metafizyki” wskazywała jednak naszemu doktorowi, że w jego egzystencji roślinnej, najedzonej, niejako nasyconej filozofią mocnego, zdrowego rozsądku, kryje się jakaś rana nieuleczalna, niewidoczna, a dolegająca nad wyraz, niby ranka nad próchniejącą kością. 6SpołecznikPraca u podstawDoktor Obarecki przybył do Obrzydłówka przed sześcioma laty, zaraz po ukończeniu studiów, z umysłem rozwidnionym zorzą niewielu wprawdzie, ale nadzwyczajnie pożytecznych myśli, tudzież z kilkoma rublami w kieszeni. Mówiono podówczas bez przerwy o konieczności osiedlania się w lasach i Obrzydłówkach. Posłuchał apostołów. Był śmiały, młody, szlachetny i energiczny. W pierwszym zaraz po osiedleniu się miesiącu wydał niebacznie wojnę aptekarzowi i felczerom[14] miejscowym, uzdrawiającym za pomocą środków wkraczających w dziedzinę misteryj. Aptekarz obrzydłowski „eksploatując sytuację” (do najbliższej apteką przez cywilizację obdarzonej miejscowości było mil pięć) — nakładał haracz[15] na jednostki pragnące powrócić do zdrowia dzięki jego olejom, balwierze[16] zaś wybudowali, trzymając się z farmaceutą za ręce, wspaniałe domostwa; w kacabajach[17] niedźwiadkami podbitych chadzali, zachowując na obliczach wyraz takiej powagi, jak gdyby w każdej chwili żywota prowadzili księdza plebana na procesji Bożego Ciała. 7Gdy delikatne i ogniste perswazje, skierowane do farmaceuty, a wypowiadane patetycznie[18] z rozmaitych „punktów widzenia”, traktowane były jako idylle[19] młodzieńcze i skutku żadnego nie odniosły — doktor IdealistaPraca u podstawLekarzObarecki uzbierawszy nieco grosza kupił apteczkę podręczną i zabierał ją ze sobą jadąc do chorych na wieś. Sam przygotowywał na miejscu lekarstwa, udzielał ich za bezcen, jeżeli nie za darmo, uczył higieny, badał, pracował z fanatyzmem, z uporem, bez snu i odpoczynku. Rzecz prosta, że natychmiast po rozejściu się wieści o apteczkach przenośnych, udzielaniu pomocy za darmo i tym podobnych punktach widzenia — wybito mu wszystkie szyby, jakie istniały w ubogim mieszkaniu. Ponieważ zaś Boruch Pokoik, jedyny szklarz w Obrzydłówku, odprawiał w owym czasie święto Kuczek[20] — trzeba było okna wykleić bibułą i czuwać nocą z rewolwerem w prawicy. Wprawione wreszcie szyby wybito powtórnie i wybijano je odtąd periodycznie, aż do chwili sprawienia dębowych okiennic. PrawdaZwycięstwoRozpuszczono między ludnością miasteczka wieść, jakoby młody doktor obcował z duchami ciemności, oczerniono go w opinii inteligencji okolicznej jako niesłychanego nieuka, odciągano przemocą chorych zmierzających do jego mieszkania, wyprawiano w majowe wieczory kocie muzyki itp. Młody doktor nie zwracał na to wszystko uwagi, ufając w zwycięstwo prawdy. 8Zwycięstwo prawdy nie nastąpiło. Nie wiadomo dlaczego… Klęska, Praca u podstawJuż po upływie roku doktor poczuł, że jego energia staje się z wolna „dziedzictwem robaków”. SyzyfRozczarowanieZetknięcie bliskie z ciemną masą ludu rozczarowało go nad wyraz: jego prośby, namowy, istne prelekcje z zakresu higieny upadały jak ziarna na opokę. Robił, co tylko mógł — na próżno! Szczerze mówiąc — trudno nawet wymagać, aby człowiek nie mający butów na zimę, wygrzebujący w marcu z cudzych pól zgniłe, zeszłoroczne kartofle w celu czynienia sobie z nich podpłomyków, mielący na przednówku korę olszową na mąkę, aby tej domieszać do zbyt szczupłej miary mąki żytniej, gotujący kaszę z niedojrzałego ziarna, nabranego o świcie „sposobem kradzionym” — mógł zreformować w sensie dodatnim zaniedbane zdrowie swoje pod wpływem choćby najzrozumialej wyłożonych praw zdrowotności. 9Nieznacznie doktorowi zaczęło być „wszystko jedno”… Jedzą zgniłe kartofle — cóż począć — niechaj jedzą, jeżeli im smakują. Mogą nawet jadać surowe — to trudno… 10Ludność żydowska miasteczka leczyła się u marzyciela, ponieważ nie odstraszały jej duchy ciemności, a zachęcała nadzwyczajna taniość medycyny. 11UpadekPewnego pięknego poranku doktor skonstatował, że ów płomyczek nad jego głową, z którym tu przyszedł i którym chciał rozwidnić drożynę swoją — zgasł. Zgasł sam przez się: wypalił się. Wówczas apteczka podręczna została na klucz do szafy zamknięta i doktor sam jedynie z niej korzystał. 12KlęskaCo za męczarnia jednak dać się pokonać farmaceucie i balwierzom, ustać i zakończyć wojny obrzydłowskie zamknięciem apteczki do szafy. 13Zwycięzcami mają prawo się okrzyknąć i zbierać łupy, lecz nie oni go pokonali: sam się pokonał. Zadusił proste i wysokie myśli i uczynki może dlatego, że się w jadło zbytecznie wdawać zaczął — dość, że zadusił. Coś tam jeszcze robił, leczył myśląc — nie miał już jednak nikt z całej jego ówczesnej „działalności” za pół papierosa pożytku. 14W okolicznych siedzibach pańskich przemieszkiwali dziwnym zbiegiem okoliczności sami troglodyci[21] „z dziada pradziada”, którzy doktorów w ogóle traktowali w sposób cokolwiek niewspółczesny. Jednemu z nich złożył doktor Paweł wizytę, co było pomysłem chybionym, ponieważ troglodyta przyjął go u siebie w gabinecie, siedział podczas wizyty w kamizelce i jadł spokojnie szynkę krając ją scyzorykiem. Doktor poczuł w sobie napływ ducha demokratyzmu, powiedział pół–hrabi coś cierpkiego i nie składał więcej wizyt w okolicy. 15Pozostał tedy do wymiany myśli ksiądz proboszcz i sędzia. Przyroda nieożywiona, SamotnikObcować jednak zbyt często z plebanem — markotnie jest nieco; sędzia zaś był człowiekiem mówiącym rzeczy, których zupełnie nie można było pojąć — pozostała tedy właściwie samotność. Aby uniknąć złych następstw absolutnego przebywania z samym sobą, usiłował zbliżyć się do przyrody, odzyskać spokój, harmonię wewnętrzną ducha, poczucie siły i odwagi, wynalazłszy te żelazne ogniwa, jakie człowieka zespalają z przyrodą. Żadnych jednak ogniw żelaznych nie odnalazł, pomimo że błąkał się po polach, docierał nawet do poręb w lesie i zagrzązł pewnego razu w bagnie na pastwisku. 16NaturaPłaski krajobraz otaczało zewsząd sinawe pasmo lasu. Bliżej, na wydmuchach szarego piasku, rosły samotne chojaki, a naokół ciągnęły się nie wiedzieć do kogo należące zagony. Pastwiska porosłe „kozicą” i żółtawymi trawami, umierającymi przedwcześnie, jakby do rozwoju gałeczek zieleni w ich pędach zabrakło światła — stanowiły jedyne upiększenie Zdawało się, że słońce oświetla to pustkowie po to jedynie, aby okazać jego bezpłodność, nagość i posępność… 17Brzegiem drogi, okrytej brudnym piaskiem, porytej wybojami i wygrodzonej ruinami płotu, wlókł się codziennie biedny doktor z parasolem… Droga ta nie prowadziła, zdawało się, do żadnych osad ludzkich, rozszczepiała się bowiem wśród pastwiska na kilkanaście ścieżek i ginęła między kretowiskami. Zjawiała się znowu dopiero na szczycie wydmy piaszczystej w postaci dwu trójkątnych wyżłobień w piasku i szła w las karłowatych sosenek. 18Jakaś niecierpliwa złość ogarniała doktora, gdy patrzył na ten krajobraz, i pożerała mu spokój nieokreślona obawa… 19Lata upływały. Zarządzono z inicjatywy księdza plebana zgodę między aptekarzem a doktorem, gdy skonstatowano dodatnie zjawisko „ochłonięcia” tego ostatniego. Antagoniści[22] zaczęli odtąd wspólnie orać w wincie, choć doktor z obrzydzeniem zawsze patrzył na farmaceutę. Stopniowo i obrzydzenie nieco się zmniejszyło. Zaczął chodzić z wizytą do aptekarza i emablować[23] jego żonę. Pewnego razu przeraził się nawet wynikiem analizy własnego serca, która okazała, że zdolnym jest do platonicznego rozmiłowania się w pani aptekarzowej, damie tępej umysłowo jak siekierka do rąbania cukru, gotowej dać się ukrzyżować za przekonanie, zupełnie nawet bezzasadne, że jest wiotką, powabną i niebezpieczną, i opowiadającej z przedziwnym zapałem, a bez przerwy, o grzechach głównych swojej pokojówki. ŚmiechSłuchał doktor Paweł całymi godzinami wymowy pani Anieli, zachowując na obliczu uśmiech, jaki oglądać można na ustach młodzieńca emablującego grono pięknych dam w chwili, gdy mu najstraszliwiej dokucza ból zębów. 20UpadekDo czynów bohaterskich w zakresie demokratyzacji w Obrzydłówku pojęć, choćby w imię znośniejszego przepędzania czasu, nie był już zdolnym. Za żadną cenę nie byłby składał wizyt rzeźnikom, jak to zamierzał swojego czasu, jeżeli mógł rozmawiać, to jedynie z ludźmi będącymi w jakiej takiej kulturze. 21Wówczas to nie tylko już energia uległa zniszczeniu — znikło i poszanowanie dla wszelkiej myśli szerszej. Z wielkich widnokręgów, ledwie dających się zmierzyć rozmarzonymi oczyma, został widnokrąg tak dalece mały, że można go było zakreślić końcem modnego kamaszka[24]. Na rozbrzmiewające po artykułach szukanie „prawdy jasnego promienia i nowych, nieodkrytych dróg”[25] zapatrywał się w początkach umierania z goryczą, żalem, zawiścią, następnie — z ostrożnością człowieka mającego pewien zasób doświadczenia, później z niedowierzaniem, wkrótce potem z półuśmiechem, potem ze zdecydowanym lekceważeniem, a koniec końców nie zapatrywał się wcale, ponieważ było mu najzupełniej wszystko jedno. Leczył według wskazówek rutyny, praktykę jaką taką wyrobić sobie zdołał, przywykł jakoś do Obrzydłówka, do samotności, do nudy nawet, do prosiąt pieczonych, i nie kwapił się bynajmniej do ogniska życia umysłowego. 22Zasadą, do której, niby do wspólnego mianownika, sprowadziły się czyny i myśli doktora Obareckiego, stała się ta: — dawajcie pieniądze i wynoście się… 23A jednak w chwili, gdy siedział po powrocie z imienin księdza proboszcza, zajęty bębnieniem palcami po stole, „metafizyka” opanowywała go z dawną siłą. Już podczas jakiejś szóstej godziny wintowej doktor czuł się niedobrze. Wywołał to aptekarz znowu, który zaczął ni z tego, ni z owego studiować Historię powszechną Cezara Cantu (w przekładzie Leona Rogalskiego)[26] i wyrobiwszy w sobie bardzo radykalny pogląd na działalność Aleksandra VI[27] w bezwyznaniowość jakoby popadł. 24Doktor Obarecki wiedział aż nadto dobrze, dlaczego farmaceuta dysputami destrukcyjnymi rozbestwia księdza proboszcza; przeczuwał, że są to preludia[28] do zbliżenia się, zaprzyjaźnienia na mocy jedności poglądów… Przeczuwał, że odwiedzi go kiedykolwiek, będzie, z daleka zachodząc, wskazywał umiejętnie na brak kapitału, źródło „stagnacji”, a zniżywszy loty do spraw obrzydłowskich wykaże, ile by oni dwaj, trzymając się za ręce, korzyści społeczeństwu przynieśli: jeden pisaniem recept na łokcie, drugi eksploatowaniem sytuacji… Kto wie — może zaproponuje szczerze i otwarcie, „nóżki kładąc na stół”, założenie czysto wekslowej spółki, której celem będzie wspólne maszerowanie w tonie gnojówki. Przeczuwał także doktor, że nie będzie miał siły do zakończenia propozycji aptekarzowych nakręceniem mu z lekka kości policzkowej, ponieważ nie wiedzieć w imię czego kość tę nakręcać… Przypuszczał nawet, że spółka ta stanie — któż wie… Gorycz zalała mu serce. BłotoCo się stało, jakim sposobem aż dotąd zaszedł, dlaczego nie wyrywa się z tego błota, czemu jest leniuchem, marzycielem, refleksjonistą, psowaczem własnych myśli, karykaturą wstrętną samego siebie? 25I zaczęło się, podczas wpatrywania się w okno, nadzwyczajnie szczegółowe, pilne, badawcze bezlitośnie i subtelne oglądanie własnej bezsilności. ZimaŚnieg padał wielkimi płatkami, przesłaniając smutny krajobraz zimową mgłą i zmrokiem. 26Chimeryczną[29] a bezpłodną gonitwę myśli przerwały nagle wykrzykniki gospodyni, usiłującej przekonać kogoś, że doktora w domu nie ma. Doktor jednak wyszedł do kuchni, aby rozerwać pasmo męczących go myśli. 27Ogromny chłop w żółtym kożuchu zmiótł „wściekłą czapą” pył spod jego nóg w głębokim pokłonie, odgarnął pięścią włosy z czoła, wyprostował się i zamierzał rozpocząć orację[30]. 28Choroba, Lekarz— Czego? — zapytał doktor. 29— A to, wielmożny doktorze, sołtys mię tu przysłał… 30— Po co? 31— A po wielmożnego doktora. 32— Kto chory? 33— Nauczycielka ta u nas we wsi zachorzała, sparło ją cosi. Przyszedł sołtys… Jedźcie, pada[31], Ignacy, do Obrzydłówka po wielmożnego doktora. Może, pada… 34— Pojadę. Konie dobre? 35— A konie ta, jak konie: śwarne gady. 36Podobała się doktorowi myśl jazdy, zmęczenia się, choćby nawet niebezpieczeństwa. Wdział z nagłym ożywieniem grube buty, kożuszek, futro i wyszedł przed dom. „Gady” chłopskie niewielkie były, ale okrągłe, wypasione — wasąg[32] olbrzymi na saniach, słomą wyładowany i okryty kilimkiem. Zanurzył się w słomę, otulił, chłop przysiadł bokiem na przednim siedzeniu, odmotał parciane lejce z kłonicy, konie zaciął. Pomknęli. 37— Daleko to? — zagadnął doktor. 38— Będzie ta może ze trzy mile, może nie ma… 39Śmiech— Nie zbłądzisz? 40Chłop obejrzał się z uśmiechem ironicznym. 41— Któż… ja? 42WiatrWiatr dął w polu przejmujący. Niekute, ukośne, ledwo ociosane siekierą sanice wrzynały się w głęboki, świeżo spadły śnieg, odwracając na bok białe jego skiby. Drogę zaniosło. 43Chłop „wściekłą czapę” na bok przechylił i zaciął konie. Doktor czuł się dobrze. NaturaMinąwszy lasek, który zdawał się tonąć w śniegu, wyjechali na pusty, bezludny przestwór, oprawny w ramy lasu, ledwie widzialnego na krańcu widnokręgu. NocZmrok zapadał, powlekając ten nagi i surowy obraz pustkowia niebieskawym kolorytem, który ciemniał nad lasem. Grudki zbitego śniegu wyrzucane kopytami koni przelatywały koło uszu doktora. Nie wiedzieć czemu chciało mu się stanąć na saniach i wołać po chłopsku, z całych sił w ten głuchy, niemy, nieskończony przestwór, urzekający ogromem jak przepaść. Nachylała się szybko noc dzika i ponura, noc pól niezamieszkanych. 44WiatrWiatr się wzmógł, dął jednostajnie, z hukiem przechodzącym od czasu do czasu w głuche largo[33]; śnieg zacinał z boku. 45— Strzeżcie drogi, gospodarzu, bo może być źle — zauważył doktor kryjąc nos w futro. 46— A no, maluśkie! — wrzasnął chłop na konie zamiast odpowiedzi. 47Głos ten ledwo już można było dosłyszeć w wichrze. Konie biegły w cwał[34]. 48ŻywiołyZamieć rozszalała się nagle. Bałwanami miotać się począł wicher, uderzał w sanie, skowyczał między sankami, tłumił oddech. Słychać było parskanie koni, lecz ani ich, ani furmana doktor nie mógł dostrzec. Kłęby śniegu, zdzierane z ziemi przez wiatr, leciały jak stado koni i słychać było niby tętent ich tytanicznych skoków; chwilami wywierało się z ziemi piekło huku i szła ta melodia uderzać wszystką potęgą tonów w chmury, łamać je i upadać nagle z łoskotem. Wtedy rozpryskało się w puch posłanie śniegowe i otaczało podróżnych naszych wirującymi słupami. Wydawało się, że jakieś potwory zataczają w szalonym tańcu olbrzymie koła, że doganiają z tyłu, zabiegają z przodu, z boku i sypią po szczypcie śniegu na sanie. Gdzieś, najwyżej, w zenicie, uderzał niby wielki, rozkołysany dzwon przeciągle, głucho, jednostajnie. 49Doktor poczuł, że nie jadą już po drodze; sanie posuwały się z wolna, uderzając końcami sanic o grzbiety zagonów. 50— Gospodarzu — zawołał z trwogą — a gdzie my jesteśmy? 51— Jadę polem do lasu — odpowiedział chłop — w lesie ciszej będzie… pod samą wieś lasem zajedziemy… 52Rzeczywiście wiatr wkrótce ucichł i dawał się słyszeć tylko huk podniebny i trzask łamiących się gałęzi. Na czarnym tle nocy majaczyły osypane śniegiem drzewa. Prędzej jechać nie było można, drożyna bowiem leśna, zawalona zaspami, przeciskała się śród pniaków i gałęzi. Nareszcie po upływie jakiejś godziny, podczas której doktor szczerze namartwił się i naobawiał, dały się słyszeć powtarzające się głuche odgłosy: — psy szczekały. 53— Nasza wieś, wielmożny panie… 54Zamigotały światełka w oddali, podobne do chwiejących się w różne strony punkcików, dym zapachniał. 55— Nuże, małe! — zawołał wesoło na konie woźnica, rozgrzewając się za pomocą obijania boków pięściami. 56Za chwilę mijali pędem szereg chat, do strzech zasypanych śniegiem. Na tle szyb zamarzniętych okien, od których padały na drogę kręgi światła, rysowały się cienie głów. 57Jedzenie— Wieczerzę ludzie jedzą… — bez żadnej potrzeby zauważył chłop, przypominając doktorowi czas wieczerzy, której spożywać dnia tego nie miał nadziei. 58Konie zatrzymały się przed jakimś domostwem: chłop wprowadził doktora Pawła do sieni i znikł. Namacawszy klamkę doktor wszedł do małej, nędznej izby, oświetlonej kagankiem naftowym[35]. 59Zgrzybiała i zgarbiona jak rączka parasola kobiecina ujrzawszy go zerwała się z łóżka, poprawiła chustkę na głowie i jęła mrugać powiekami, a wytrzeszczać czerwone oczy ze źle tajonym przerażeniem. 60— Gdzie chora? — spytał. — Samowar[36] macie? 61Stara w przerażeniu swym do słowa przyjść nie mogła. 62— Samowar macie? Herbaty możecie mi zrobić? 63— Jest ten ta samowar… jeno cukru… 64— Masz tobie! Cukru nie ma? 65— A nie ma… chybaby Walkowa mieli, bo to panienka… 66— Gdzież ta wasza panienka? 67— A dy w stancyi nieboga leży. 68Choroba— Dawno chora? 69— Pokładała się to ta już ze dwie niedziele, a teraz ani ręką, ani nogą. Ścisnęło i pokój. 70Uchyliła drzwi do izby sąsiedniej. 71— Zaraz! Ogrzać się muszę — zawołał gniewnie doktor, zdejmując futro. 72Ogrzać się w tej norze nie było trudno: z pieca rozchodziło się takie gorąco, że doktor co prędzej wsunął się do pokoju „panienki”. Małą tę i nadzwyczajnie ubogą izdebkę oświetlała lampa przyćmiona, stojąca na stole obok wezgłowia chorej. Rysów twarzy nauczycielki nie można było rozeznać, gdyż padał na nie cień jakiejś dużej księgi. Doktor zbliżył się ostrożnie, lampę rozświetlił, usunął książkę i przyglądać się zaczął pacjentce. ChorobaByła to młoda dziewczyna, pogrążona we śnie gorączkowym. Szkarłatem[37] była powleczona jej twarz, szyja, ręce — na tle tym znać było jakąś wysypkę. Jasnopopielate, niezmiernie bujne włosy leżały poplątanymi pasmami na poduszce, wiły się na twarzy. Ręce bezwiednie i niecierpliwie szarpały kołdrę. 73Doktor Paweł pochylił się aż do samej twarzy chorej i zaczął nagle mówić głosem, który przecinało i dusiło przerażenie: 74— Panno Stanisławo, panno Stanisławo, panno Stanisławo… 75Chora leniwie i z wysiłkiem dźwignęła powieki, lecz zamknęła je natychmiast. Przeciągała się, przesuwała głowę od jednego końca poduszki do drugiego i jakoś cicho, boleśnie, głucho jęczała. Co chwila otwierała usta, z wysiłkiem, jak karp, połykając powietrze. 76Doktor powiódł oczami po nagich, wapnem wybielonych ścianach izby, dostrzegł okno źle opatrzone, przemokłe i zeschnięte trzewiki chorej — stosy książek leżące wszędzie: na ziemi, na stoliku, na szafce… 77Rozpacz— Ach, ty szalona, ty głupia! — szeptał załamując ręce. 78Gorączkowo, z trwogą i żalem zaczął ją badać, mierzył drżącymi rękami temperaturę. 79— Tyfus[38]… — wyszeptał blednąc. 80Z wściekłością ściskał sobie gardło, w którym dławiły go, niby zwitki pakuł[39], łzy niezdolne wypłynąć. ŚmiechWidział, że jej nic nie pomoże, nic nie może pomóc — roześmiał się nagle, wspomniawszy, że po taką chininę[40] lub antypirynę trzeba posyłać do Obrzydłówka… trzy mile. Panna Stanisława otwierała od czasu do czasu oczy szklane, bezmyślne, podobne do zastygłego pod powiekami płynu i patrzyła nic nie widząc przez długie, koliste rzęsy. Wołał na nią najczulszymi nazwami, unosił jej głowę słabo trzymającą się szyi — na darmo. 81LosUsiadł bezwładnie na stołku i wpatrywał się w płomień lampy. Oto nieszczęście jak wróg śmiertelny zadało mu ślepy cios i wlecze teraz bezsilnego do jakiejś mrocznej pieczary, do jakiejś szczeliny bez dna… 82— Co począć? — szeptał drżąc. 83Przez szpary okna wdzierał się chłód burzy zimowej i przechodził przez izbę jak widmo złowieszcze. Zdawało się doktorowi, że go ktoś dotyka, że prócz niego i chorej jest w izbie ktoś trzeci… 84Wyszedł do kuchenki i zakrzyknął na służącą, aby mu wołała natychmiast sołtysa. 85Stara wdziała co tchu olbrzymie buty, okryła głowę „zapaską” i zabawnie podskakując znikła. Wkrótce potem zjawił się sołtys. 86— Słuchajcie, nie znajdziecie mi człowieka, który by pojechał do Obrzydłówka? 87— Teraz, panie doktorze, nie pojedzie… zawieja. Na śmierć pojedzie… Psa ciężko wygnać. 88— Ja zapłacę, wynagrodzę. 89— Nie wiem ja… przepytam się. 90Wyszedł. Doktor Paweł ściskał skronie, które zdawał się rozsadzać napływ krwi. Przysiadł na skrzynce i o czymś dawnym, dalekim myślał. 91Dały się wkrótce słyszeć kroki: sołtys prowadził parobczaka w kożuszynie przedartej, niedosięgającej mu do kolan, w zgrzebnych spodniach, kiepskich butach i czerwonym szaliku na szyi. 92— Ten? — zapytał doktor. 93— Powiada, że pojedzie… śmiałek. Ja konia mogę dać, ale gdzież to w taki czas… 94— Słuchaj, jeżeli wrócisz za sześć godzin, dostaniesz ode mnie dwadzieścia pięć, trzydzieści rubli, dostaniesz… co chcesz… słyszysz? 95Chłopaczyna popatrzył na doktora — miał zamiar coś powiedzieć, ale się powstrzymał. 96Utarł nos palcami, bokiem się odwrócił i czekał. Doktor powrócił do stolika nauczycielki i zaczął pisać. Ręce mu się trzęsły i skakały co chwila do skroni. Kombinował, pisał, przekreślał, darł papier. Wystosował list do aptekarza, prosząc, aby natychmiast wysłać konie do miasta powiatowego po tamtejszego lekarza, prosił o wysłanie mu chininy; nachylał się nad chorą, badał ją jeszcze. Wyszedł wreszcie do kuchni i wręczył list chłopakowi. 97— Mój bracie — mówił jakimś nieswoim, dziwnym głosem, kładąc ręce na ramionach wyrostka i wstrząsając nim — co koń skoczy, co tchu… Słyszysz, mój bracie!… 98Chłopiec skłonił mu się do nóg i wyszedł z sołtysem. 99Starość— Ta nauczycielka dawno tu u was we wsi siedzi?… — zagadnął doktor Paweł babinę, przytuloną do komina. 100— Trzy zimy!… Jakoś bodaj. 101— Trzy zimy. Nikt tu z nią nie mieszkał? 102— A któż ta miał… ja jeno. Przygarnęło mię chudziątko… służby, powiada, już nie znajdziecie, babko, a u mnie ta roboty niewiele… aby ta, aby… Teraz masz: com sobie obiecywała, że mi trumnę sprawi, to ja… módl się za nami grzesznymi… 103ModlitwaZaczęła niespodziewanie szeptać modlitwę, odcinając wyraz od wyrazu i poruszając wargami jak wielbłąd. Głowa jej się trzęsła, zmarszczkami wlewały się łzy do ust bezzębnych. 104— Dobra była… 105„Babka” zaczęła chlipać śmiesznie i machać rękami, jakby pragnęła od siebie doktora odegnać. 106Wszedł do pokoju i zaczął na palcach chodzić po swojemu, dokoła… chodził, chodził… Zatrzymywał się od czasu do czasu przy łóżku i z gniewem, od którego bielały mu wargi i wyszczerzyły się zęby, mówił do chorej: 107MiłośćPraca u podstaw— Niemądra byłaś! Tak żyć nie tylko nie można, ale i nie warto. Z życia nie zrobisz jakiegoś jednego spełnienia obowiązku: zjedzą cię idioci, odprowadzą na powrozie do stada, a jeśli się im oprzesz w imię swych głupich złudzeń, to cię śmierć zabije najpierwszą, boś za piękna, zbyt ukochana… 108Jak płomień suche drewno, obejmowało go dawne, przeżyte, zapomniane uczucie; zjawiało się, porywające jak niegdyś i zabójczo słodkie. Wmawiał w siebie, że nigdy o niej nie zapomniał, że do tej chwili ją uwielbiał i pamiętał… Przypatrywał się tej twarzy znajomej z jakąś nienasyconą ciekawością i cichy, przeszywający ból wjadał mu się w serce. Trzy lata tu mieszkała obok niego — dowiaduje się o tym, gdy mu umiera… 109Wszystko, co go spotykało tego dnia, wydawało mu się jako dalszy ciąg udręczeń przymusowo–borsuczego istnienia. Jednocześnie rozchylał się jakiś tajemniczy horyzont, jakiś ocean ginący we mgłach. Po nerwach jego, aż do najdalszych ich gałązeczek, ściekały zimne dreszcze. BłotoMiotał się jak śliz[41] na błotnistym dnie strumienia wychowany, gdy go zanurzyć w wodzie morskiej… 110Toteż całym wysiłkiem rozpaczliwej niecierpliwości uchwycił się wspomnień, uciekł w nie przed nieznośną rzeczywistością, zatonął jak w obłoku mgły czerwcowego przedświtu. 111Za jaką bądź cenę pragnął być choćby przez chwilę sam, aby myśleć, myśleć… 112WspomnieniaZ pokoju nauczycielki wszedł przez małe drzwiczki do dużej izby, zastawionej ławkami i stolikami. Tam usiadł w ciemności i niby skupiając ducha, niby obmyślając środki ratunku, zaczął wspominać. Oto, co sobie przypomniał. 113Jest ubogim studentem czwartego kursu. BiedaIdzie w poranek zimowy do szpitala, tak misternie stawiając nogi, by nie wszyscy przynajmniej widzieli, iż dziury w podeszwach tekturą umiejętnie są pozatykane. Paltocik ma ciasny jak kaftan wariata, wytarty tak dalece, że Żyd letnią porą ośmiu zań złotych dać nie chciał. Bieda nastraja go pesymistycznie, wtrąca w jakiś stan ciągłego smutku, który jest czymś nieskończenie większym niż nuda przykra, lecz daleko mniejszym niż cierpienie. Można się z tego obudzić natychmiast: dość jest wypić kilka szklanek herbaty, zjeść befsztyk — lecz herbaty nie pił i obiadu prawdopodobnie jeść nie będzie. MiłośćBłotoBiegnie niemal po brunatnym błocie z ulicy Długiej, aby o trzy kwadranse na dziewiątą wchodzić w bramę Ogrodu Saskiego. Tam spotka panienkę, przejdzie obok niej, przyjrzy się ciężkiemu, długiemu, jasnopopielatemu jej warkoczowi… Ona nie podniesie oczu, zmarszczy brwi, podobne do prostych a wąskich skrzydełek jakiegoś ptaka. 114Spotykał ją wówczas w tym samym miejscu codziennie. Szła szybko na Krakowskie Przedmieście, wsiadała do tramwaju i jechała na Pragę. Nie miała więcej nad siedemnaście lat, a wyglądała jak stare pannisko, w baszłyku[42] zarzuconym niedbale na futrzaną czapkę, w kaloszach za dużych trochę na jej małe nogi, w niezgrabnej i niemodnej salopce[43]. Niosła zawsze pod pachą jakieś kajety[44], arkusze zapisane, książki, mapy. Raz jeden, czując się w posiadaniu kilku dziesiątek przeznaczonych na obiad, postanowił zbadać, dokąd ona jeździ. Puścił się tedy w pogoń, wsiadł do tego samego, dziesięciogroszowego przedziału, lecz zaraz po zajęciu miejsca stracił całą odwagę. Nieznajoma zmierzyła go wzrokiem tak okropnej pogardy, że niezwłocznie wyskoczył z tramwaju, tracąc tym sposobem wazkę rosołu i nic nie wskórawszy. 115Nie czuł jednak do niej żalu — tym wyżej, dalej się wzniosła. Myślał o niej pomimo woli, bezwiednie, bez przerwy. W ciągu całych godzin usiłował przypomnieć sobie, uprzytomnić jej włosy, oczy, usta o kolorze torebek owocu dzikiej róży — i wysilał pamięć nadaremnie. 116Zaledwie mu znikła z oczu, znikały z pamięci jej rysy — zostawało natomiast natrętne widmo, podobne do białego obłoku o niejasnych rysach, które szło przed nim gdzieś górą. Obłok ten goniły jego myśli z tęsknotą i pokorną bojaźnią, z odrobiną nieuchwytnego żalu, ze smutkiem i nieodegnaną sympatią. Szedł co rano, aby żywą dziewczynkę ze swym widmem porównywać. I wydawała mu się ta żywa piękniejszą, napawały go jakimś strachem jej kryniczne i mądre oczy… 117Bieda, MałżeństwoPodówczas jeden z jego kolegów, tak zwany „Ruch w przestrzeni”, wielki „społecznik”, zaczynający wiecznie pisać wstępne artykuły, których dokończyć nie pozwalał mu brak potrzebnych po temu książek, nagle i niespodziewanie „wziął” i ożenił się z ubogą jak mysz kościelna emancypantką[45]. 118Żona wniosła „Ruchowi” w posagu stary dywan, dwa rondelki, gipsowy posąg Mickiewicza i kilkanaście nagród gimnazjalnych. Młodzi małżonkowie zamieszkali na czwartym piętrze i zaczęli zaraz po ślubie głodem przymierać. Udzielali oboje korepetycyj z takim zapałem, że rozbiegłszy się rano spotykali się dopiero Dom ich jednak stał się punktem, do którego zmierzał wieczorem każdy „społecznik” w zabłoconych sandałach, aby się wysiedzieć na fotelu, napalić cudzych papierosów, nagadać do ochrypnięcia i wydać ostatnie kilka groszy na składkę, za którą uprzejma gospodyni kupowała bułki i serdelki, układała artystycznie na talerzyku i częstowała gościnnie. Można się tam było zawsze z kimś spotkać, zaznajomić z nieznanymi do tej pory wielkimi ludźmi, z koleżankami gospodyni, a niejednokrotnie można było nawet pożyczyć czterdzieści groszy. 119MiłośćJakże pobladł Obarecki z radości, gdy wchodząc pewnego wieczora do tak zwanego salonu ujrzał ukochaną swoją panienkę w gronie koleżanek! Rozmawiał z nią i aż do nieprzyzwoitości tracił przytomność… Wracając tego wieczora do domu pragnął być sam — nie marzyć ani myśleć, tylko być z nią całą duszą, wszystką ją mieć w oczach, w uszach mieć dźwięk jej głosu, tak myśleć jak ona, zamknąć powieki i niechaj idą pod nimi te obrazy, które wydzierają się z serca. Pamiętał jej oczy przedziwne, posępne a miłosierne, łagodne i tajemniczo myślące, w których przerażała jakaś głębina. Doznawał uczucia radości i spokoju, jakby po skwarnej i dręczącej podróży doszedł do czystego stoku, ukrytego w cieniu sosen na wyżynie górskiej. 120Otaczano ją szacunkiem, przywiązywano szczególną wagę do jej słów. „Ruch”, przedstawiając Obareckiego nieznajomej, wydeklamował poważnie: 121— Obarecki, refleksjonista, marzyciel, wielki leniuch, zresztą przyszła sława; panna Stanisława Bozowska, nasza „darwinistka”[46]… 122„Wielki leniuch” dowiedział się o „darwinistce” niewiele: ukończyła gimnazjum, dawała lekcje, miała zamiar jechać do Zurychu czy Paryża na medycynę, nie miała grosza przy duszy… 123Spotykali się odtąd w „salonie” często. Panna Stanisława przynosiła pod salopką funt[47] cukru, jakiś zimny kotlet w papierze, kilka bułek; Obarecki nic nie przynosił, ponieważ nic nie miał, pożerał za to bułki i pożerał oczami „darwinistkę”. Raz nawet, odprowadzając ukochaną do domu, oświadczył się o jej rękę. Roześmiała się serdecznie i pożegnała go przyjacielskim uściśnieniem ręki. Wkrótce potem znikła; wyjechała do guberni podolskiej jako nauczycielka do jakiegoś wielkopańskiego „domu”. 124Spotyka ją teraz oto w tym zapadłym kącie, w tej wsi ukrytej w lasach, zamieszkanej przez chłopów samych, gdzie nie ma dworu, gdzie nie ma żywego ducha… Sama tu żyła w tej puszczy. Teraz umiera… zapomniana… 125CierpienieWszystkie dawne zachwyty, niespełnione sny i pragnienia zrywają się nagle i biją w niego jak porywy wichru. Serce ściska mu ból chorobliwy i jad namiętności wsącza się nieznacznie w krew wzburzoną. MiłośćPożądaniePowrócił na palcach do łóżka chorej, oparł łokcie na jego poręczy i nasycał się widokiem nagich ramion, które cudownymi liniami kojarzyły się z zarysem piersi i szyi. Panienka spała. Na skroniach jej nabrzmiały żyły, z zagiętych ku dołowi kątów ust sączyła się ślina, gorąco od niej biło, powietrze wpadało do ust z głośnym świstem. Doktor Paweł usiadł obok niej na krawędzi łóżka, pieścił rękami miękkie końce promieni włosów, głaskał się nimi po twarzy, dotykał ich wargami z wydzierającym mu się z piersi szlochaniem. 126— Stasiu, Stachno… kochanko… — szeptał cicho, aby jej nie obudzić — nie ucieczesz mi już… prawda? Nigdy… moją będziesz na zawsze… słyszysz… na wieki… 127Usiadł potem obok wezgłowia chorej na stołku i zapadł znowu w marzenia. MłodośćBujna młodość zbudziła się w nim z letargu. Wszystko teraz będzie inaczej. Czuje w sobie siłę atlety do pełnienia uczynków, które z serca płyną. Boleść i nadzieja mieszają się jakby w płomień, który liże mózg, trawi go, nie da mu spocząć. 128NocNoc mijała. Godziny upływały leniwo, lecz upłynęło ich już od wyjazdu posłańca więcej niż sześć. Była czwarta po północy. Doktor zaczął nasłuchiwać, zrywał się za każdym szelestem. Co chwila zdawało mu się, że ktoś idzie, że otwiera drzwi, że stuka w okno… Wsłuchiwał się całym niemal Wiatr huczał, szyber[48] w piecu kołatał — zresztą cisza znowu. I biegną minuty trwające po sto lat, w ciągu których niecierpliwość rozpręża nerwy i wprawia go w stan dygotania całym ciałem. 129Gdy po raz szósty mierzył temperaturę, chora otwarła z wolna oczy, które w mroku rzęs wydawały się prawie cz
🔔 Wyszukiwarka haseł do krzyżówek pozwala na wyszukanie hasła i odpowiedzi do krzyżówek. Wpisz szukane "Definicja" lub pole litery "Hasło w krzyżówce" i kliknij "Szukaj"! dawna gra w karty 5 liter(y), - Hasło do krzyżówki
Examples Stem Jedynymi rozrywkami mojego ojca oprócz brandy było tłamszenie rodziny, gra w winta i teoria polityki. No i jest jeszcze Shady Tree i te dwa pistolety, Wint i Kidd. Literature Celeste Street nazywała się kiedyś Pearl Street, od imienia pierwszej żony Winta. Literature Piotr Iwanowicz zrozumiał dla czego: oczywiście, chciał się porozumieć w kwestyi wieczornego winta. Literature W domu grają w winta brodate chłopiska — moi dwaj młodzi synowie. Literature Trzeba próbować aż do skutku, panie Wint. Wszyscy chłopcy Spangów zwinęli żagle: Pisarro, Budd, Wint, Kidd. Literature Stary Wint przewraca się teraz w grobie na jednym ze wzgórz Drzewa Jozuego, pomyślała. Literature – Hej, Clem, czy to znaczy, że spotka mnie to samo, co Winta? Literature Ostateczny dorobek projektu MARE-WINT jest imponujący. cordis Trzymaj się z dala od Winta. WikiMatrix Wierzymy, że Wint ma powiązania z kryminalną rodziną Ianuccich. Wśród nich był młody pastor Henry de Wint Burrup. Literature opensubtitles2 Uwielbiałam Caspiana Winta. Robi się ciepło na sercu, panie Wint. Te obrazy nie wyglądają sprawiedliwie, panie Wint. Robi się ciepło na sercu, panie Wint opensubtitles2 Wieczorem Lew Nikołajewicz grał ze swymi dziećmi i z Klassenem (tutejszy administrator – Niemiec) w winta. Literature - Wint, skocz po Kidda i wróćcie z korkami. Literature Poproszę mojego dobrego kumpla Ricka Goleona, żeby dostarczył winta do Manchesteru i zostawił go w automatycznym garażu. Literature Antagoniści22 zaczęli odtąd wspólnie orać w wincie, choć doktor z obrzydzeniem zawsze patrzył na farmaceutę. Literature
gra w karty podobna do mariasza: tarot: gra w karty talią 78-kartową: Sztos: w gwarze szulerskiej hazardowa gra w karty: bezik: gra w karty między dwiema, trzema, czterema osobami: tarok: stara, popularna w średniowiecznej Europie gra w karty: POKER: gra w karty z fulem i karetą (stritem) rumel: dawna dwuosobowa gra w karty, popularna w
Wist Marker do wista z 1860 Liczba graczy 4 Czas przygotowania około minuty (potasowanie i rozdanie kart) Czas gry do 30 min Złożoność reguł bardzo niska Elementy strategii istnieją Wymagane umiejętności znajomość elementów rachunku prawdopodobieństwa, myślenie taktyczne, zalecana dobra pamięć Losowość przeciętna Wist, wist klasyczny (ang. whist) – klasyczna gra karciana wywodząca się z Anglii. Gra pochodzi od wcześniejszej gry zwanej Ruff and Honours[1]. Mimo że wist ma niezwykle proste zasady, to stwarza bardzo duże możliwości zastosowania wyszukanych strategii. Powstało wiele książek o tym, jak należy grać w wista[1]. Gra była bardzo popularna w XVIII i XIX w. Wist jest protoplastą dzisiejszego brydża, różniącym się brakiem licytacji, oraz tym że „dziadek” się nie wykłada[2]. Od wista wywodzi się cała klasa gier nazywanych wistowymi. Zasady[edytuj | edytuj kod] Gra przeznaczona jest dla czterech graczy, którzy grają w dwóch parach. Partnerzy siedzą naprzeciwko siebie. W wiście wykorzystuje się pełną talię (52) kart. Hierarchia kart jest następująca (od najstarszej do najmłodszej): A, K, D, W, 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2. Gra składa się z rozdania kart, wybrania koloru atutowego (atu), rozgrywki i podliczenia punktów. Na początku rozdający rozdaje każdemu 13 kart rozpoczynając od osoby siedzącej na lewo od niego. Rozdający odsłania ostatnią rozdaną kartę, której kolor staje się kolorem atutowym. Następnie osoba siedząca na lewo od rozdającego rzuca dowolną kartę. Po niej zgodnie z ruchem wskazówek zegara kładą kartę pozostali gracze. Mogą oni położyć dowolną kartę, ale istnieje obowiązek dokładania do koloru. Jeżeli nie można dołożyć karty do koloru można położyć dowolną inną kartę. Cztery kolejno położone karty stanowią lewę, którą zdobywa gracz, który położył najstarszą kartę. Jeżeli któryś z graczy położył atu, to zdobywa lewę. Jeżeli uczyniło to kilku graczy, to lewę bierze ten, który położył najstarszą kartę w kolorze atutowym. Celem gry jest wzięcie jak największej liczby lew. Nie ma obowiązku bicia. Para, która wzięła więcej lew otrzymuje 1 punkt za każdą wziętą lewę powyżej sześciu. Jest tak ponieważ w grze jest do zdobycia 13 lew. Para, która ich wzięła tylko 6 wzięła mniej niż połowę, czyli przegrała. Gra toczy się do momentu zdobycia przez jedną z par 7 punktów (jest to tzw. amerykański system punktowy), lub 5 (w brytyjskim systemie punktowym). Według systemu amerykańskiego za niedołożenie karty do koloru otrzymuje się 2 punkty karne, które są dodawane do punktów przeciwników. Według systemu brytyjskiego za niedołożenie do koloru otrzymuje się aż 3 punkty karne[2]. Terminologia[edytuj | edytuj kod] Wist posiada własną terminologię, zbliżoną do brydżowej: atu - najstarszy kolor, który zostaje wylosowany poprzez odsłonięcie ostatniej rozdanej karty, także: karta w kolorze autowym; dziadek - w niektórych odmianach wista jest to ręka odwrócona licami do góry, która leży na stole, dzięki czemu w grę może grać trzech graczy; impas - próba wzięcia lewy poprzez zagranie niezbyt wysoką kartą; honor - as, król, dama, walet lub dziesiątka w kolorze atutowym; lewa - 4 karty zagrane jedna po drugiej przez graczy; renons - brak kart w danym kolorze; ręka - 13 kart które trzyma gracz; singiel - jedna karta w danym kolorze; singleton - patrz singiel; stolik - patrz dziadek; szlem - wygranie przez jedną parę wszystkich 13 lew w jednym rozdaniu; szlemik - wygranie przez jedną parę 12 lew w jednym rozdaniu; tromf - patrz atu; wziątka - patrz lewa; wist - położenie pierwszej karty w lewie. Odmiany wista[edytuj | edytuj kod] Współcześnie istnieje wiele odmian wista wzbogaconych o różne elementy urozmaicające rozgrywkę, takie jak np. licytacja. Odmiany te często są nazywane po prostu wistem. Wist licytacyjny (ang. bid whist) – gra oparta na wiście wzbogacona o licytację, popularna w USA. Wist Boston – gra popularna w 19. wiecznej Europie, uwieczniona w powieści „Wojna i pokój”. Call-ace wist – narodowa gra Danii. Catch the Ten (znana także jako szkocki wist) – w której używa się tylko części talii. 10 jest najstarszą kartą. Wist colour lub kleurwiezen – belgijska gra podobna do wista solo, ale bardziej rozbudowana. Court piece (znana także jako Rang, Hokm lub Troefcall) – gra południowoazjatycka. Wist dummy – wariant wista licytacyjnego dla trzech osób. Wist izraelski – gra spokrewniona z Oh, Hell, w której stara się zalicytować dokładnie tyle, ile się weźmie lew. Oh, hell – gra w której gracze deklarują dokładnie, ile wezmą lew. Wzięcie więcej lub mniej lew jest zabronione. Wist niemiecki – odmiana wista dla dwóch osób. Wist minnesota – odmiana wista w której nie ma kolory atutowego. Celem gry może być zarówno branie lew, jak również unikanie ich brania. Bardzo podobna do norweskiego wista. Piki – gra podobna do wista licytacyjnego, której nazwa wzięła się stąd, że piki są zawsze kolorem atutowym. Wist rumuński – gra, w której gracze starają się przewidzieć dokładnie ile wezmą lew. Wist rosyjski (znany także jako Vint) – gra bardzo podobna do brydża, z rozbudowaną licytacją, w której podaje się miano oraz wysokość kontraktu. W przeciwieństwie do brydża w wiście rosyjskim nie ma dziadka. Skruuvi – fińska odmiana wista rosyjskiego. W przeciwieństwie do niego wciąż jest grywana. Organizuje się zawody w tej grze. Wist solo – brytyjska gra, w której gracz może zalicytować wzięcie 5, 9, 13 lub też żadnej lewy. Przypisy[edytuj | edytuj kod] ↑ a b John McLeod: Rules of Card Games: Whist (ang.). 2 kwietnia 2012. [dostęp 2013-08-06]. ↑ a b WordPress: Gry karciane (pol.). [dostęp 2013-08-06].

okszen. „gra karciana dla dzieci” Zobacz odpowiedź. Znaleźliśmy 5 odpowiedzi dla definicji "Gra karciana". Sprawdź, czy któraś z nich pasuje do Twojej krzyżówki.

Examples Stem Dotąd jeszcze się nie zdarzyło, by przegrał w preferansa taką ogromną sumę. W preferansa i inne gry umysłowe tak czy owak u hrabiego się nie grywa. Literature Pan Samurski słuchać mnie niechciał i siadł do swego nieszczęśliwego preferansa. Literature Grałeś kiedyś z komputerem w preferansa? Literature Zresztą cały wieczór będę grał w preferansa... Literature Wszyscy u nas w domu siadają do preferansa: Iwan Aleksandrowicz, mama, Lena, jej kolejny wielbiciel. Literature Bułhakow namiętnie grał w karty, i to nie w «durnia» ani w preferansa, tylko w winta. Literature Urządzali długie wspólne biesiady i godzinami grali w preferansa, przy czym ciągle przegrywali ze swoim więźniem. Literature Siedziały przy ogromnym stole i grały w preferansa, a dokładniej w „stare czasy”. Literature - Założę się, żeś pan był wczoraj na preferansie Literature Wikt mamy darmo, mieszkanie darmo, odzienie nie niszczy się, a w preferansa grywamy o grzechy powszednie. Literature Pewnie tryktrak – domyślił się Berdyczowski, który nie uznawał żadnych gier poza szachami i preferansem Literature Lubił grać w preferansa, oglądać w telewizji „Gwiazdę poranka”, wyszukiwać klientów. Literature – Nauczysz mnie grać w preferansa? Literature Marion MacDougal „MacD” Lawless i Mike Trono podnieśli wzrok znad preferansa. Literature Pewnie tryktrak – domyślił się Berdyczowski, który nie uznawał żadnych gier poza szachami i preferansem. Literature Talektura,podobnie aktysiąceinnych, estdostępnaon-linenastronie wolnelektury.pl. Utwóropracowanyzostałwramachpro ektuWolneLekturyprzezfun- Hasło krzyżówkowe 9 literowepreferans Wybrana definicja krzyżówkowa rozrywka modna na przełomie XIX i XX wieku, coś jak brydż Zapisz się w historii świata :) Dodaj definicję krzyżówkową hasła preferans Podaj poprawny adres email * pola obowiązkowe. Twoje imię/nick jako autora wyświetlone będzie przy definicji. Odmiany hasła: preferansa, preferansach, preferansami, preferanse, preferansem, preferansie, preferansom, preferansów, preferansy, Inne hasła krzyżówkowe na 9 liter aneuploid , berkszyry , ceprzysko , ćwiczonko , dyskursik , emablować , fachowość , granuloza , Hawelanin , iguanodon , jednoręki , Kościesze , Laszczaki , łajdactwo , Michowice , nadbudowa , oszczypek , ósemkować , pozużywać , quadowiec , Rudziszki , Słuczanka , światełko , testowość , uschnięty , Vincennes , wyfasować , yacht-club , zwiotczać , źrebiątko , żaluzyjka , Wszystkie hasła na 9 liter. Inne hasła krzyżówkowe na literę p Przedmieście Poznańskie , przeciwlotniczy , Podszyn , podobniejszy , pozbierać , podjąć , przebiśnieżek , powojowy , powtłaczać , Pod Czersk , pozadowalać , Pod Napole , proskrybować , poklękać , patrolowy , Piątkiewicz , przeszukiwać , pędzarnia , poprzemieszczać , plafoniera , Wszystkie hasła na literę p. Inne hasła krzyżówkowe alfabetycznie

Znaleźliśmy 1 odpowiedź dla definicji "Prosta gra karciana". Sprawdź, czy pasuje ona do Twojej krzyżówki.

Wyszukiwarka haseł do krzyżówek Określenie posiada 3 hasła makao remi wint Powiązane określenia posiadają 2 hasła remik wist Powiązane określenia gra karciana gra z sekwensami rozrywka karciana gra podobna do wista Podobne określenia dawna gra w karty hazardowa gra w karty popularna gra w karty numer do karty karty do wróżb karta dań Kartuska kartoteka 21 w kartach Ostatnio dodane hasła wachlarz gejszy ostry czubek strój maskaradowy znawca ludzkiego ciała stanowisko ministra organiczny rodnik kwasowy kometka lub szachy ... Garbo, szwedzka gwiazda piękny wierzchowiec kurtka polarnika

„dawniej gra w karty podobna do mariasza (przegrywa ten, kto ma więcej oczek)” Zobacz odpowiedź „dawna gra w karty przypominająca wista” Zobacz odpowiedź

Przykłady Odmieniaj Jedynymi rozrywkami mojego ojca oprócz brandy było tłamszenie rodziny, gra w winta i teoria polityki. No i jest jeszcze Shady Tree i te dwa pistolety, Wint i Kidd. Literature Celeste Street nazywała się kiedyś Pearl Street, od imienia pierwszej żony Winta. Literature Piotr Iwanowicz zrozumiał dla czego: oczywiście, chciał się porozumieć w kwestyi wieczornego winta. Literature W domu grają w winta brodate chłopiska — moi dwaj młodzi synowie. Literature Trzeba próbować aż do skutku, panie Wint. Wszyscy chłopcy Spangów zwinęli żagle: Pisarro, Budd, Wint, Kidd. Literature Stary Wint przewraca się teraz w grobie na jednym ze wzgórz Drzewa Jozuego, pomyślała. Literature – Hej, Clem, czy to znaczy, że spotka mnie to samo, co Winta? Literature Ostateczny dorobek projektu MARE-WINT jest imponujący. cordis Trzymaj się z dala od Winta. WikiMatrix Wierzymy, że Wint ma powiązania z kryminalną rodziną Ianuccich. Wśród nich był młody pastor Henry de Wint Burrup. Literature opensubtitles2 Uwielbiałam Caspiana Winta. Robi się ciepło na sercu, panie Wint. Te obrazy nie wyglądają sprawiedliwie, panie Wint. Robi się ciepło na sercu, panie Wint opensubtitles2 Wieczorem Lew Nikołajewicz grał ze swymi dziećmi i z Klassenem (tutejszy administrator – Niemiec) w winta. Literature - Wint, skocz po Kidda i wróćcie z korkami. Literature Poproszę mojego dobrego kumpla Ricka Goleona, żeby dostarczył winta do Manchesteru i zostawił go w automatycznym garażu. Literature Antagoniści22 zaczęli odtąd wspólnie orać w wincie, choć doktor z obrzydzeniem zawsze patrzył na farmaceutę. Literature .
  • b3z2kkq387.pages.dev/478
  • b3z2kkq387.pages.dev/209
  • b3z2kkq387.pages.dev/983
  • b3z2kkq387.pages.dev/211
  • b3z2kkq387.pages.dev/561
  • b3z2kkq387.pages.dev/397
  • b3z2kkq387.pages.dev/40
  • b3z2kkq387.pages.dev/50
  • b3z2kkq387.pages.dev/63
  • b3z2kkq387.pages.dev/165
  • b3z2kkq387.pages.dev/733
  • b3z2kkq387.pages.dev/949
  • b3z2kkq387.pages.dev/145
  • b3z2kkq387.pages.dev/861
  • b3z2kkq387.pages.dev/246
  • dawna gra w karty podobna do wista